Natura, Człowiek i Film
Wszystkie newsy
ENGLISH
1
23. 04. 2024. Wydział
Operatorski

Natalia Pośnik, studentka Wydziału Operatorskiego naszej Szkoły, opowiada o swojej filmowej wyprawie do Bangladeszu. Eco Film Lab. Tam, gdzie Natura, Człowiek i Film żyły w zgodzie.

Natalia Pośnik była reprezentantką naszej Szkoły podczas rezydencji Eco Film Lab zorganizowanej przez IAFM (Internationl Academy of Film and Media) na terenie Bangladeszu – dokładnie na terenie Serajnagar Tea Estate w północno-wschodnim regionie Moulvibazar. Mentorem Eco Film Lab był indyjski reżyser Pushpendra Singh.

Jolanta Karpińska, Biuro Promocji Szkoły - Eco Film Lab. Rezydencja o tematyce ekologicznej, realizowana tak blisko Natury i Człowieka, który jest z nią bardzo blisko. Jak powstawały filmy, które miały dotknąć tematyki rezydencji?

Natalia Pośnik - Do udziału w programie zostało zaproszonych sześciu filmowców mieszkających na terenie Dhaki. W Bangladeszu nie ma szkoły filmowej, byli to głównie studenci dziennikarstwa, którzy wybrali specjalizację związaną z filmem i mediami. Zostali podzieli na trzy dwuosobowe zespoły, w których pracowali nad projektami swoich filmów pod okiem Pushpendry Singha. Poznawali lokacje, zapoznawali się z lokalną społecznością, identyfikowali ekologiczne problemy, które tam występują. Ich zadaniem było uwypuklenie tematów związanych z ekologią, przy jednoczesnym nie mówieniu o nich wprost. Ja odpowiadałam za kształt wizualny ich scenariuszy i za realizację zdjęć.

J.K. - Jak w tych warunkach i przy tak konkretnych założeniach tej rezydencji wyglądała filmowa ekipa i filmowy plan?

N.P. - Pracowaliśmy z naturszczykami, w ich naturalnym środowisku - casting był więc czymś niezwykłym. Trzeba było poznać ludzi, wypatrzeć tych, którzy chcieliby wziąć udział w projekcie a jednocześnie byli dla powstającego filmu interesujący. Nie chcieliśmy tworzyć osób ze scenariuszy a ich odnaleźć. Dwóch 14-latków, którzy wzięli udział w jednej z etiud, Yamin i Momo, niezwykle poświęcili się naszemu projektowi – byli aktorami, ale także zafascynowali się samą produkcją – asystowali nam każdego kolejnego dnia przy dwóch pozostałych projektach, spędzali z nami czas już po zakończeniu zdjęć, niezwykle zżyli się z ekipą. Zafascynowała mnie otwartość ludzi, których spotkaliśmy w trakcie realizacji – rodziny udostępniały nam swoje domy, robiliśmy w nich zdjęcia, odpoczywaliśmy, jedliśmy z nimi posiłki. Znaliśmy ich plan dnia, szanowaliśmy ich porządek i ich granice. Ta współpraca była bardzo organiczna.

J.K. - Byliście bardzo blisko swoich bohaterów i ich życia, takich relacji nie udałoby się zbudować pracując w bardzo dużej ekipie filmowej.

N.P. - Pracowaliśmy w małym zespole. Nie miałam gafera, czy oświetleniowca. Opierałam się na swoim przygotowaniu, ale też przygotowaniu osób, które znajdowały się na planie – miałam asystenta, który nauczył się tej roli ode mnie, na planie i był świetny w tym, co robił. Nie miałam osoby, która korygowałaby światło, ale okazało się, że jego nie trzeba korygować - trzeba za nim podążać, być w dobrym miejscu, we właściwym czasie. Obserwowałam naturę, to jak reaguje, w jakim czasie. Natura tam jest przewidywalna. Trzeba się w nią wsłuchać. Praca tam uświadomiła mi, że na planie konieczny jest zaledwie minimalny zakres środków, nie potrzeba też rozbudowanej ekipy żeby robić złożone obrazy filmowe. Wracały tam do mnie słowa z zajęć w naszej Szkole, z III roku sztuki operatorskiej, pod opieką Wojciecha Staronia, Ryszarda Lenczewskiego i Bartosza Świniarskiego. Oni mówili - bądź w dobrym miejscu, o odpowiednim czasie. Przetestowałam na sobie, jak implikować obserwacje dokumentalne do filmu fabularnego. To cenne doświadczenie.

J.K. - Jedno to Twoje przygotowanie zawodowe, drugie – funkcjonowanie w obcym kulturowo i klimatycznie rejonie. Jak się w tym odnalazłaś? Czy istnieje coś takiego jak globalny język filmowy?

N.P. - Język sztuki filmowej jest uniwersalny, na etapie organizacji planu nie napotkaliśmy większych trudności. Każdy z nas płynnie rozmawiał po angielsku, nie było problemów komunikacyjnych. Gdy czytałam scenariusze, nad którymi mieliśmy pracować nie czułam jakbym czytała o innej kulturze, tekst był dla mnie tekstem filmowym i od razu go sobie wizualizowałam konkretnymi obrazami. Oczywiście, nie jestem z tego samego kręgu kulturowego, nie wyłapuję wszystkich niuansów, znaków, czy symboli. Nie znam też języka bengalskiego, nie mogłam więc płynnie podążać za słowem wypowiadanym w scenach dialogowych. Znałam jednak doskonale kontekst sceny, jej intencje, oceniałam spojrzenia, rytm gestów, mowę ciała i czas trwania ujęcia. Proponowałam kadrowanie umożliwiające swobodne poruszanie, a ograniczenia związane z kontynuacją ruchu doprowadziły do ciekawych rozwiązań kompozycyjnych. Opierając się na doświadczeniu i technikach Pushpendry w pracy z naturszczykami, osoba aktorska z racji zadanej jej czynności organicznie realizowała potrzeby wizualne funkcjonując w kompozycji w sposób zorganizowany i zaplanowany. Dlatego ostatecznie szukaliśmy treści w czynach, a nie w słowach – to umożliwiało nam niezwykłą współpracę zarówno na poziomie reżyserskim, jak i operatorskim. Jeśli rozumiesz film bez słów to znaczy, że jest on dobrze opowiedziany.

J.K. - A jak wspominasz komunikację i relacje z członkami filmowej ekipy i z tymi, którzy gościli Cię w Bangladeszu.

N.P. - Czułam się tam doceniona i zaopiekowana. Spotkałam się ze sporym zaufaniem, żywą chęcią współpracy. Reżyserzy zawierzali swoim i moim kompetencjom, dialog między nami był merytoryczny. Nie funkcjonowaliśmy w systemie hierarchii. Nadrzędnym celem było wprowadzenie mnie w ich świat a moim celem – ukazać ich świat jak najlepiej w obrazie. Byli też przygotowani do tego, że pracują z operatorką z zupełnie innego obszaru i kulturowego i klimatycznego. Miałam hostkę, która się mną opiekowała - dbała o wyżywienie, bezpieczeństwo, odpoczynek. Mieliśmy poczucie, że każda, nawet najmniejsza funkcja w tym zespole, ma równorzędną wartość. Wszyscy sumowali się na jeden efekt, pracowali na wspólny cel. To było prawdziwe partnerstwo.

J.K. - Partnerką była tu też i Natura?

N.P. - Czerpałam z niej. Inspirujące jest dla mnie bazowanie na naturalnych lokacjach, pisanie scenariuszy pod zastaną przestrzeń, podążanie za naturalnym rytmem bohaterów. Wynika to też z moich wcześniejszych studiów architektury, gdzie odpowiedzi na potrzeby projektowe rodzą się w relacji z otoczeniem. Kolejnym krokiem w badaniu tej materii była dla mnie rezydencja artystyczna w miejscowości Valletta, którą odbyłam w 2018 roku. Była zatytułowana "Jak nie walczyć z miastem?", w efekcie czego powstał cykl fotografii analogowych. Ważna tym samym była dla mnie dokumentalna obserwacja zjawisk. Cieszę, że się, że podróż do Bangladeszu przypomniała mi o tych wartościach, gdzie Natura i Człowiek dają najwięcej odpowiedzi. Odżyło uczucie, które nazwałam wizualną empatią. Wiąże się ona z tym, by nie forsować pomysłów, które są Naturze i Człowiekowi wbrew, które im przeczą. Reżyserzy, z którymi było mi dane współpracować również szli w duchu tych przekonań, możliwe, że był to nasz język miłości i wartość unifikująca różnice kulturowe. Widzieliśmy pozytywne rezultaty takiej współpracy. Nie walcząc z Naturą mogliśmy wykorzystać swój twórczy potencjał w projektowaniu świadomej warstwy wizualnej, mogliśmy eksponować Człowieka. Był dzięki temu czas na sztukę. Nie potrzeba wtedy wielu narzędzi, ani wysiłku fizycznego zespołu. Sztuki nie zabija technika, a jedynie uzupełnia ją merytorycznie.

J.K. - Co poza tym imperatywem respektowania praw Natury i Człowieka przez świat filmu, zostało w Tobie jeszcze po tej podróży?

N.P. - Wiem już, że człowiek musi podróżować żeby się rozwijać. Czuję się bogatsza po pobycie tam. Wyniosłam stamtąd poczucie, że zaufanie, komunikacja i partnerstwo, obopólny szacunek, dają najlepsze rezultaty. Nie znaliśmy się, mieliśmy mało czasu, pochodziliśmy z różnych kultur, a jednak udało nam się nie tylko dojść do celu, ale również cieszyć się jego rezultatami. Mam przed oczami niezwykle uśmiechniętych ludzi stamtąd. Ludzi z tak szeroko otwartymi oczami, że rozmawiając z nimi, widzisz w nich odbity swój własny obraz. To jest coś, co chciałabym zapamiętać. Każdy z nas zasługuje na olbrzymią ilość szacunku i ciepła. Ci ludzie, mając tak niewiele, dali tak dużo. Ekipa filmowa to nie byli reżyserzy, operatorka i aktorzy. To byliśmy My i cała Wieś, w której byliśmy. Chcę to zapamiętać.

______________

Wypatrujcie efektów rezydencji – trzech krótkometrażowych filmów, które są obecnie na etapie postprodukcji. Będziemy o nich informować.

Podziękowania dla IAFM (Internationl Academy of Film and Media), szczególnie dla Bibesha Roya, za zaproszenie Natalii do rezydencji Eco Film Lab, stworzenie właściwych warunków do pracy i opiekę.

Natalio, bardzo dziękujemy za rozmowę!

KONIECZNIE ZOBACZCIE TE ZDJĘCIA - fot. Natalia Pośnik